Mam na to świadków...






  Dawno temu lubiłem skakać ze spadochronem. Wiązało się to z tym, że wydawałem na ten sport  wszystkie swoje fundusze. Doszedłem też do wniosku, że latania bardziej potrzebowałem niż  innych rzeczy. W sumie było to ciekawe zajęcie. Niestety zdarzały się też sytuacje i próby charakteru, a czasem nawet ktoś musiał być mądrzejszy niż ja.
  Oczywiście zdarzały się wypadki, kontuzje i jakieś przeciwności losu. Bywały też momenty ciszy i chwile grozy. Ja miałem bardzo zastanawiający epizod niepisanego prawa serii...

  Używając bardzo wygodnego i pierwszego statku powietrznego, jakim był własny spadochron, zdarzyło mi się przekombinować. Oczywiście przekombinowanie polegało na tym, że byłem zbyt dokładny i pewien element pod wpływem moich starań po prostu urwał się w czasie otwarcia spadochronu. Powinienem wtedy co prawda użyć spadochronu zapasowego, lecz poradziłem sobie "jakoś"...To "jakoś" polegało na używaniu jednego hamulca i kręceniu się lekko w koło. Po prostu urwała mi się za często i zbyt regularnie zaciskana "taśma" służąca do hamowania. Wylądowałem manewrując drugą. Cóż. Zdarza się. Sprzęt był w miarę wolny i jakoś sobie poradziłem. Lotnisko było duże, a prędkość odpowiednia.
  Z kłopotu niemożności wykonania kolejnego skoku wybawił mnie bardzo szybko mój bliski kolega, użyczając mi swojego spadochronu. Ucieszyłem się ogromnie. Oczywiście radość była podwójna, ponieważ mogłem lecieć razem z instruktorem, który obserwował moje postępy. Piękny dzień. I znów w samolocie.
  Niestety jakiś czas potem poczułem potężne uderzenie, gdy napełniająca się czasza spadochronu dziwnie "nabrała powietrza". Zdziwieniu nie było końca, bo tym razem w moich dłoniach spoczęły urwane dwie taśmy - "hamulce", a czasza nie reagowała na nic poza wiatrem. Pracowała dziwnie i nie była stabilna w locie. Żarty się skończyły. Czas zamarzł w przestrzeni.
  Plecy zabolały raz, wysokość topniała, a lot przypominał jazdę na gołych felgach. Cóż...Zdarza się.
Miałem dobre buty, spadochron nie reagował na nic, ale doszedłem instynktownie do wniosku, że jeśli tak piękna czasza otworzyła się z takim "przytupem", to może lepiej już nie otwierać zapasowej? Nie wiem. Nie pamiętam już, ale lądowanie przebiegło w oparciu o moje złączone kolana i kostki pośród brzózek. Cóż. Zdarza się. Troszkę to przeżyłem i mocno zaniemówiłem, ponieważ był to drugi dziwny przypadek tego dnia. Powiem tylko tyle, że koledzy jechali po mnie autem z mieszanymi uczuciami, nie wiedząc w jakim stanie mogą mnie zastać. Powitaniom i uściskom nie było końca.
  Tak... To wszystko było dziwne, ale chęci wciąż były żywe. Trening moją pasją.
Całe szczęście mój Instruktor wybawił mnie z problemu, gdy wykazywałem ochotę skoku na kolejnym stojącym i czekającym spadochronie. Jego mądry i spokojny głos przemówił:

-Michał. Ty już dzisiaj nie skacz...

   I nie wiem czy doszedł do wniosku że psuję spadochrony, czy może chodziło mu o coś innego.
Ja wiem na pewno jedno. Winą za tamtą sytuację obarczyłem koszulkę zespołu Vader z liczbą trzycyfrową, która była kupiona tylko ze względu na jej unikalny wzór. Poleciała do kosza raz dwa, a ja zastanawiam się co by się stało gdybym tamtego dnia założył trzeci spadochron...

Jak myślicie?

Komentarze

Popularne posty