Kto jest winien?







 Nikogo nie ma. Wszyscy zwiali. Znaczy po prostu spier###ili. W sumie to ich nigdy nie było jak się okazuje. Jeden czy dwa komunikaty przez głośnik z pytaniem co zrobić z rzeczami i tyle.
Dałeś im plecak konserw, a dostałeś dużą garść próżni. Z niemachnięciem dłonią na pożegnanie.
Można stracić twarz i postawić flaszkę? Hmm, ale komu? Ludziom-nie człowiekom? Wolę już bezdomnemu żółwiowi dać sałaty na obiad. Przynajmniej pożytek będzie.
  Tak czy siak batyskaf spada do dna. A żeby wolniej...gdzie tam. On się rozpędza tym szybciej im bardziej woda gęstnieje.
  Wszystko trzeszczy, skowycze i się wygina. Ciekawe jak długo będzie spadać w próżnię czarnej wody zakrapianej ciśnieniem płynnej stali.
  Upadek nie nastąpił. Dziwne, bo spodziewałem się skał, a po prostu ugrzązłem w bezlitosnym mule zamykającym nawet blask zimowej nocy. Na dokładkę skorupa batyskafu się rozpuszcza i za moment czerwona żarówka zamieni się w bramy piekieł. To już tylko moment. Już, teraz, zaraz i jestem w przedsionku psychotropii. Nie ucieknę bo walczę. Byłem szkolony dobrze. Nic nie czuję ale szukam instynktownie ratunku. Nawet w mule. W nocnej nocy, bez nadziei ale z uporem. Może ktoś kiedyś zgubił butlę z gazem którym da się oddychać....Może. A to morze nie dosyć że jest szorstkie to i wyjątkowo głębokie. Ponadczasowo zimne. Ciśnienie setek skompresowanych atmosfer też robi robotę. Kilka wymiarów zmówiło się i skumulowało w nieszczęściu. Totolotek szóstki wrażeń.
No i jest.
 Wymacany guzik w czerni głębi. Guzik do śluzy, a dalej do zapomnianej windy która tu czekała na mnie w bezimiennym milczeniu.
  Zanim nacisnę guzik, jeden błysk geniuszu. Czy widna jedzie w górę czy tylko tak ładnie wygląda i ruszy po prostu z impetem w dół do innego świata? Hmm, na górze już byłem. Może na dole jest ciekawiej? A może to 2'nd szansa? Może pojedzie w bok?
  Nie wiem. Na pewno jest czym oddychać. A może wyrosły mi skrzela? A może kiedy dojadę na miejsce będzie już wiosna?
Kto to wie? Ktoś na pewno. Pewnie ma dobry ubaw obserwując na ekranie to show. A może płacze bardziej niż ja, lub już ma białe kciuki od ich zaciskania. Nie wiem. Widna rusza.

  Nawet nie musiałem naciskać guzika.

 Rozpoczyna się sekwencja  zdarzeń. W tym zjawisku które wzmaga się i przenosi nas w inny czas zawarty w tej samej przestrzeni warto zrobić jedno. Warto nie szukać winnych. Bo gdy już pobudzimy wygniecionymi soczewkami ze sprasowanego lodu stosy lodowych sopli, gotowe by przyjąć na swym szczycie ofiary. Gotowi sami by karać za prawdziwe lub wymyślone  na kolanie improwizacji winy - to pamiętajmy o jednym.
  Gdy zaczniemy szukać kogo by to zamrozić falą nienawiści i jak mu dopiec to stanie się koniec. W fali spirali okaże się że winni jesteśmy my sami. I to nie jest bzdura wymyślona przy kawie. Powiedział to Geoges Danton, jeden z liderów Rewolucji Francuskiej. Zanim skrócono go gilotyną o głowę stać go było na refleksje: "Rewolucja, jak Saturn, zjada własne dzieci"

  Chrońmy więc to co najważniejsze. Nasze własne głowy. Ci którzy będą je potem kopać nie zapłaczą nad naszym losem. Pójdą oglądać serial gdy skończy się nasze Show. Zresztą oni i tak go nie zrozumieją. Pragną efektu, a nie istoty. Chcą wiedzieć jak zabił, a nie czemu taki jest. Chcą widzieć kolorowe zdjęcia, a nie zastanowić się co skrywa się poza kadrem. Chcą gromadzić chleb - pomimo tego że zaraz zgnije. Pamiętajmy o tym. Jeśli nie zawsze, to przynajmniej czasem.

Komentarze

Popularne posty