Ewentualnie skreślić.
Long, long, time ago... w latach 90, zaufałem ideałom. Pięknie brzmiały, cudownie wybrzmiewały. Wspaniale było płynąć z pięknym żaglem, w którym zagnieździł się wiatr.
Żagiel napędzał mnie, a ja nie patrzyłem na fale. Cele topiły swoimi promieniami skały, rafy koralowe, i każdą inną niebezpieczną krę. Nawet zamieć w Bieszczadach nieopodal Halicza, była nie straszna. I z tego nawet wyszło jakieś zdjęcia. Dosłownie w środku śnieżnego nic.
Nie wiem gdzie podział się ów wiatr, bo żagiel dawno został zdjęty na lepszy czas. Na trudne czasy, zaś mam jeszcze poczucie humoru, no i świeże łokcie- nigdy nie rozpychane.
Ostatnio coś mnie dzisiaj tknęło. Ów wiatr, to nie był wiatr. To była fala mas powietrza ruszona echem śmiechu rozbawionej czeredy. Bawiącej się doskonale za plecami, w rytm mojej wąskiej, i wyboistej drogi.
No i wiem czemu wiatr ustał. Czereda nabrała powietrza w płuca. W potężnych miechach kotłuje się, i pręży gaz. Przeznaczony na wyniesienie w swych objęciach, potężnie skumulowanych emocji...
Jakie to emocje będą?
Nie wiem. Możecie coś dopisać. Ewentualnie też skreślić.
Komentarze
Prześlij komentarz
Proszę bez agresji.