Pierwszy tekst mojego autorstwa. Styczeń 1999
Wakacyjny obóz - Szkoła przetrwania.
Wygodny autokar
wypełniony pasażerami wjechał na środek polany nad Czarną Hańczą nieopodal wsi Rygol
w Puszczy Augustowskiej. Zamilkł sinik i otworzyły się drzwi. Wewnątrz śmiechy,
żarty, gry gitary i młodzi ludzie, którzy przybyli tu, by wziąć udział w kursie
działań specjalnych szkoły życia i przetrwania z Białegostoku.
Do rozpakowujących plecaki
podszedł na wpół rozbudzony gość, z blachami na gołej klacie i zielonym kapeluszu
na głowie, po czym w kilku zdaniach wyjaśnił, że już czeka obiad, podobóz
działań specjalnych z przygotowanymi kwaterami znajduje się tam i tam oraz że
trzeba kogoś wystawić na wartę, po czym tak samo szybko, jak powiedział,
poczłapał do namiotu z wyraźnym zamiarem kontynuowania sjesty. Kursanci,
wyczuwając senną atmosferę obozu, przerywaną tylko co jakiś czas zbiórkami
innych podobozów szkoleniowych, rozeszli się po terenie. Po kolacji dowiedzieli
się, że kadra nie jest jeszcze w pełni gotowa do prowadzenia zajęć i że jutro z
rana być może zaczną kurs, polecono więc im tylko profilaktycznie zabezpieczyć
podobóz. Nocne pogawędki ciągnęły się do północy, wkrótce zamilkła gitara.
Wartownicy klepnęli się pod pałatkami.
Stało się więc to,
czego oczekiwali instruktorzy kursu. Odczekali jeszcze dwie godziny, pokręcili
się między śpiącymi kursantami, po czym jeden z nich, odsłoniwszy poły
namiotów, zaczął bez pardonu wrzucać tam petardy. Krzyki i zamieszanie ustały,
gdy umilkły wybuchy i zgasły ostatnie flary. Nocną ciszę zaczęły przerywać
komendy instruktorów.
-Podobóz działań specjalnych w szeregu frontem do mnie
zbiórka!!!
-Ruchy!!!
-Całość baczność!!!
-Wszelkie rangi, tytuły i pełnione funkcje ulegają zawieszeniu.
Na czas trwania kursu zostanie przydzielony wam numer i jedyny stopień –
kandydat na zwiadowcę. Jedynym przywilejem jest to, że możecie zrezygnować w
każdej chwili. To wszystko.
-Spocznij!!!
-Na początek rewizja osobista!!!
Do depozytu, oprócz
dokumentów, pieniędzy i całej gamy używek, trafiły także świerszczyki. Po
kontroli kursu pierwsze zajęcia: „Zgrywające działania nocne w terenie lesisto-bagiennym
z elementami przepraw wodnych”. Po tym szkoleniu niektóre jednostki doszły do
wniosku, że bardziej odpowiednim zajęciem dla nich będzie nauka rozpalania
ognisk w sąsiednim podobozie survivalowym.
Poranek rozpoczął
się wydaniem niezbędnego wyposażenia przyszłego zwiadowcy: skupiacza myśli z
osobistym numerem identyfikacyjnym oraz maski pgaz., która przez cały czas
trwania obozu była najlepszym przyjacielem kursanta i nieraz zapewniała stały
dopływ powietrza w przypadku nagłego zanieczyszczenia środowiska działania.
Test WF i dalsze rozpoznanie terenu czołgiem uzmysłowiło następnym kandydatom
ich pierwszą pomyłkę, gdy pobierali karty na obóz. Dni kursu w zasadzie nie
różniły się od siebie. Biegi, teoretyczne wykłady i pływanie przerywane były
tylko posiłkami.
Wszystko po to, by
już na początku wykruszyć elementy słabe i nie nadające się do profesjonalnego
działania. Wtedy dopiero pełną parą ruszyło szkolenie z zakresu technik
rozpoznania, walki wręcz, strzelectwa, topografii, walki w terenie zurbanizowanym,
wspinaczki, paintaballu, samarytanki, podstaw płetwonurkowania, bronioznastwa,
teorii wojskowości, i całej gamy tematów związanych ze skutecznymi formami
prowadzenia działań specjalnych. Kursanci przez cały czas trwania obozu
wykazywali się swymi nowo nabytymi umiejętnościami, dowodząc grupami specjalnymi
i wykonując powierzone zadania, zaliczając zarówno testy sprawnościowe, jak i
te, które miały na celu zwiększenie ich odporności psychicznej.
Noclegi w lesie bez munduru i niezbędnego sprzętu czy
bytowanie w tratwie ratunkowej na wodzie, pomimo że odbywały się w bezpośrednim
sąsiedztwie obozu, znakomicie urealniały prowadzone ćwiczenia.
Szalone tempo kursu
dawało o sobie znać wraz ze zwiększającą się liczbą kontuzji, a przypadkowe
odkrycie u jednego z kursantów ukrywanych ran wymagających natychmiastowej
opieki lekarskiej zmusiło organizatorów do kontrolowania kursantów niemal na
każdym kroku.
Zwieńczeniem
intensywnego, blisko 2-tygodniowego szkolenia były ostatnie dni, będące końcową
selekcją kandydatów. Działania rozpoczęli jako grupa cywili, a dopiero po
nawiązaniu kontaktu z łącznikami i pobraniu ze skrytek materiałowych
niezbędnego wyposażenia rozpoczęli aktywniejsze działania polegające na skrytym
rozpoznaniu obiektów czy likwidacji nakazanych celów.
Do końca niezwykle
wyczerpującego obozu dotarło 50% stanu początkowego, w tym również dziewczęta,
które okazały się często wytrzymalsze od swoich kolegów. Doskonałym przykładem ich
determinacji i chęci ukończenia kursu było to, że nie zawahały się nawet
własnoręcznie zabić kury na obiad, co jest nie lada wyczynem, na który nie
każdy potrafi się zdobyć.
Tegoroczny obóz (trwający
od 15 do 30 lipca) zapewnił uczestnikom zajęcia na wysokim poziomie zarówno
dzięki obecności instruktora walki wręcz z Białostockiego Ośrodka Japońskich
Sztuk Walki Shobukai, jak i kadry szkoły życia i przetrwania w Białymstoku,
czuwającej nad prawidłowym przebiegiem szkolenia.
Nowe doświadczenia z
pewnością odbiją się na przyszłorocznym kursie, do którego już rozpoczęły się
przygotowania.
Autor tekstu: Michał Andruk
Tekst ukazał się w miesięczniku „Komandos” w styczniu 1999
roku.
Komentarze
Prześlij komentarz
Proszę bez agresji.